Ślimaki na twarz
Ponoć większość kobiet byłaby skłonna poświęcić wiele, aby tylko zachować urodę i młodość. Ciekawe zatem, ile pań zdecyduje się na tak ekstremalne przeżycie jak lifting z użyciem żywych ślimaków pełzających po twarzy?Taki zabieg oferuje otwarty przedwczoraj w jednej z tokijskich dzielnic jedyny, jak na razie, na świecie salon kosmetyczny. Zabieg jest prosty: na oczyszczoną skórę twarzy kładzie się trzy ślimaki: po jednym na każdym policzku i jeden na czole. Dyplomowana kosmetyczka czuwa, aby przez godzinę, kiedy ślimaki będą wędrować po twarzy, żaden nie dotarł zbyt blisko ust, oczu i nosa. Jeśli któryś mięczak wybierze się na zwiedzanie zakazanych dla niego regionów, jest zdecydowanym ruchem przenoszony w inne miejsce twarzy.
Sekret zabiegu tkwi w śluzie, który ślimaki pozostawiają po sobie. Jest on wyjątkowo bogaty w antyutleniacze, białka i kwas hialuronowy. Składniki te regenerują, nawilżają i odmładzają. Smarowanie twarzy ślimaczym śluzem jest połączone z późniejszym masażem, elektrostymulacją, nakładaniem maseczki i kremu – także zawierającego śluz ślimaków. Koszt 1 zabiegu to 161£.
Ślimaki są bezpieczne i w 100-procentach organiczne: żywione świeżą sałatką i hodowane w eko-otoczeniu.
Ile kobiet jest w stanie wytrzymać ślimacze spacery po twarzy? Ponoć całkiem dużo – chętnych na zabieg nie brakuje.